Wojciech Jaruzelski

 

Przemówienie na zakończenie obrad VIII Plenum KC PZPR

 

wygłoszone 28 sierpnia 1988 r.

 

 

 

Obrady VIII Plenum dobiegają końca. W referatach wygłoszo­nych przez towarzyszy Władysława Bakę i Józefa Czyrka Biuro Polityczne przedstawiło diagnozę sytuacji oraz kierunki rozwią­zań. Pogłębiono je w dyskusji. Zawiera je uchwała. Nie sposób więc odnieść się do wszystkich.

 

Rozpocznę od osobistej refleksji wieloletniego członka partii, pamiętającego różne etapy i różne nastroje. My, tutaj zebrani, je­steśmy tylko małą cząstką naszego narodu. Wcale nie twierdzimy, że w tej sali skupia się cała wiedza, mądrość i doświadczenie partii. Wiele razy zapadły tu decyzje o historycznej doniosłości, ale prze­cież starsi z nas pamiętają i takie uchwały, które nie wytrzymały próby czasu.

 

VIII plenarne posiedzenie zapisze się jednak z pewnością dob­rze: jako dobitny dowód nowego stylu partyjnej pracy, poczucia ścisłego związku z problemami, którymi żyją ludzie, ostrości stwierdzeń i realizmu wizji. Padały w dyskusji i kontrowersyjne wypowiedzi. Kiedyś kwali­fikowano by je według różnych uproszczonych ocen i formułek. Dziś patrzymy inaczej. Nie znaczy to, oczywiście, iż wchłaniamy wszystko jak gąbka.

 

Jest decydujące: czy intencje, a przede wszystkim decyzje, są rzeczywiście zgodne z interesem ludzi pracy i kraju, o ile służą rea­lizacji linii programowej IX i X Zjazdu, czy idą w parze z goto­wością do zdyscyplinowanej realizacji uchwał? To kluczowa prze­słanka jedności partii. Tak rozumianą jedność w pełni wykazało obecne plenum.

 

Robotnicze protesty wyrastają z reguły ze sprzeczności ekono­micznych i społecznych. Są także sygnałem popełnionych przez władze błędów, osłabienia więzi z klasą robotniczą, niedostate­cznej wrażliwości na problemy ludzi pracy. Powtarzamy niezmiennie, iż stosunek do człowieka, troska o niego jest podstawowym probierzem naszej wiarygodności. Ale nauka często idzie w las. Przy okazji obecnych niepokojów znów wyszło na jaw, że różne problemy załóg, często wręcz drobne  i możliwe do załatwienia od ręki, nawarstwiają się i wloką bez końca. W którymś momencie ilość przechodzi w jakość. Powstają sytuacje „wybuchowe", a wtedy trudno już czasem rozróżnić, co jest uzasadnioną pretensją, a co — demagogicznym roszczeniem, na którym można umiejętnie żerować.

 

Trzeba brać przy tym pod uwagę, że podstawową masę wśród strajkujących stanowią ludzie młodzi. Ulegają oni różnym inspira­cjom, działają w sposób tak charakterystyczny dla swego wieku — emocjonalny, zapalczywy, czasami wręcz agresywny. Słusznie martwi to i oburza. Przede wszystkim jednak powinno skłaniać do bardziej wnikliwej analizy, do poważnego i rozważnego potrak­towania tego zjawiska.

 

Na tle ostatnich wydarzeń pogłębił się niepokój o przyszłość re­form, o losy rodzin, o Polskę. Czasem wystarczy kropla, aby przepełnić czarę. Prawie czterdziestomilionowy naród ma niezby­walne prawo do poczucia bezpieczeństwa, do perspektyw pomyśl­nego rozwoju. Partia musi sprostać powstałej sytuacji, wytyczyć zrozumiałe dla ludzi pracy kierunki rozwiązań.

 

Jak to zrobić? Są tacy, którzy nawołują, aby spełnić wszystkie postulaty straj­kujących. Inni zaś pytają, dlaczego władza ludowa nie użyje środ­ków niezbędnych dla przywrócenia rządów prawa. Nie tędy droga. Naszych problemów wewnętrznych nie można na dalszą metę rozwiązać ani orężem strajków, ani stosowaniem wobec strajkujących środków przymusu. Nie zawahamy się podjąć przewidzianych prawem działań, jeśli zostałyby zagrożone stabilność i bezpieczeństwo socjalistycznego państwa. Co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Ale w sięganiu po takie środki władza ludowa nie jest i nie może być pochopna.

 

Niejeden już raz w naszej historii brat stawał przeciwko bratu. Mijał czas — i stawali razem. Wiele jest na to dawnych i nowych przykładów. Pragniemy, aby ta droga zwyciężyła.

 

Dobrymi uchwałami Polska jest „wybrukowana”. W gruncie rzeczy w ciągu ostatnich kilku lat nie było ani jednej uchwały KC, którą powinniśmy dziś odwołać lub przemilczeć. A jednak nie jest dobrze. Nie tyle w kategoriach obiektyw­nych — bo osiągnęliśmy przecież niemało. Wystarczy sięgnąć pa­mięcią do 1981 roku, do skrajnie trudnych warunków ostatnich kilku lat. Chodzi natomiast o subiektywne odczucia. Nawet gdy bywają uproszczone — są faktem społecznym, z którym musimy się liczyć, musimy go uwzględniać. Wkroczyliśmy zdecydowanie na drogę reformy gospodarczej. Jej pierwszy etap położył solidne fundamenty. W praktyce jednak dynamika reformy grzęźnie w gęstwinie różnorodnych subiektyw­nych i obiektywnych zahamowań i trudności.

 

Przejście do drugiego etapu, którego podstawowe założenia są powszechnie akceptowane, uznawane za trafne także przez mię­dzynarodowe organizacje gospodarczo-finansowe, zostało zakłó­cone operacją cenowo-dochodową. Zachwiała ona i tak wątłą równowagę. Wzmogła inflację.

 

Partia, dostrzegając pogarszanie się sytuacji, przede wszystkim na rynku wewnętrznym, wystąpiła z propozycją podjęcia bardziej rygorystycznych działań: wyposażenia rządu przez Sejm w nad­zwyczajne pełnomocnictwa. Nie przynosi to jednak, jak dotąd, odczuwalnych zmian.

 

Analizując efekty polityki społeczno-gospodarczej rządu, mu­simy jednocześnie stwierdzić, że i my nie byliśmy dostatecznie konsekwentni w ocenie jego pracy. Zrywając z administracyjnym dyrygowaniem, nie określiliśmy jeszcze do końca roli partii w gos­podarce, politycznych metod oddziaływania.

 

Minione dekady dostarczyły fatalnych przykładów woluntaryzmu, arbitralnego podejmowania decyzji. W ciągu ostatnich kilku lat dokonany został wielki wysiłek, aby takie praktyki usu­nąć raz na zawsze. Prowadzi to jednak to innej skrajności. Zanim podejmiemy ja­kąkolwiek decyzję, pytamy o zdanie teoretyków i praktyków, mnożymy komisje i rady, wychodzimy z siebie, aby przypadkiem nie uronić nawet pojedynczego głosu pojedynczego konsultanta. Mimo woli więc doprowadziliśmy do sytuacji swego rodzaju „de­mokratycznej odmiany «liberum veto»".

 

Ta procedura służy często za pretekst różnym biurokratom. Droga do decyzji wydłuża się. To prawda, że nie każdy postulat jest słuszny, realny. Często odzwierciedla wyłącznie partykularne interesy. Z prowadzenia konsultacji jednak nie zrezygnujemy. Przeciwnie, powinniśmy je usprawniać i ulepszać. Jednocześnie zaś zmierzać do tego, aby dokonywane, nierzadko niepopularne wybory były zgodne z nadrzędnym, ogólnospołecznym interesem.

 

W referacie Biura Politycznego na VII Plenum z całą mocą podkreśliłem, że nie wystarczy mieć trafną koncepcję i podjąć słuszną decyzję. „Aby pozyskać dla niej zrozumienie i zaufanie, trzeba ją przełożyć na język dostępny ludziom, przekonać i sprawdzić, jak będzie przez nich odbierana. Z tego obowiązku nikt rządu, ministrów, dyrektorów zwolnić nie może”.

 

Tymczasem „tyraliera” wysokich urzędników rusza w naród na spotkanie z załogami na ogół dopiero wtedy, gdy się pali. Nie przywykliśmy w partii, aby z trybuny plenum KC krytyko­wać rząd. Zawsze odbywało się to „w rodzinie”, po cichu. Skoń­czyliśmy z tą praktyką. Partia jest siłą polityczną, reprezentującą historyczne i bieżące interesy ludzi pracy, ale nie jest, nie może być i nie będzie „gabinetem cieni”.

 

Mogę z tej trybuny wyliczyć wiele obiektywnych trudności i przeszkód, zewnętrznych i wewnętrznych, z którymi borykają się premier, Rada Ministrów. Nie ulegam znanej w Polsce od stu­leci skłonności do „szukania kozłów ofiarnych". Nigdy nie osiąg­niemy odpowiedniego poziomu kultury politycznej, jeśli ludzi uczciwych, którzy w niezwykle ciężkich, właściwie ekstremalnych okolicznościach dali z siebie tyle, ile potrafili, będziemy obciążać odpowiedzialnością za wszystko, czego zrobić nie zdołali.

 

Ale ostra krytyka rządu — pod wieloma względami uzasadnio­na — jest faktem. Zabrzmiała mocno w dyskusji, odzwierciedlając opinię wielu organizacji partyjnych, a także różnych środowisk społecznych. Szczególnie dobitny wyraz znalazła w oświadczeniu OPZZ. Partia, Komitet Centralny nie zastępują organów przedstawi­cielskich w ich suwerennych decyzjach. Wszelkie zmiany odbywać się powinny w majestacie prawa, zgodnie z zasadami koalicyjnego współdziałania.

 

31 sierpnia tego roku zbierze się Komisja Nadzwyczajna Sejmu do kontroli wdrażania reformy gospodarczej. Do jej dyspozycji stawiamy oceny wynikające z naszych obrad. Klub Poselski PZPR powinien kierować się nimi wówczas, gdy — na podstawie sprawozdania komisji, a także obserwacji najbliższych poczynań rządu — Sejm na wrześniowym posiedzeniu oceniać będzie jego pracę i zadecyduje, czy może on nadal spełniać swą misję.

 

Widzimy potrzebę dalszych zmian w kierownictwie partii. Po­winny one zmierzać przede wszystkim do zwiększenia w nim udziału przedstawicieli młodszego pokolenia. Na jednym z naj­bliższych posiedzeń plenarnych postaramy się przedstawić odpo­wiednie propozycje.

 

Nasza partia, która była i jest promotorem postępu, obecnie, w oczach zwłaszcza młodych ludzi, nie spełnia tej roli. To, oczywiście, pogląd krzywdzący i fałszywy, zrodzony czasem z niecierpliwości, a czasem z ogranej już śpiewki, że system jest „niereformowalny". Kto chce i umie patrzeć, ten przyznać musi, że w ciągu zaledwie kilku, i to jakże trudnych lat, właśnie nasza par­tia podjęła wysiłek najgłębszych reform politycznych i społe­cznych w całej historii PRL i nie zeszła z tej drogi.

 

Polska — to dziś już zupełnie inny kraj niż ten, który wkraczał w lata osiemdziesiąte. Nie ma właściwie ani jednej dziedziny życia, która nie byłaby odmieniona. Umocniły się instytucje prawne i us­trojowe, których istnienia jeszcze kilka lat temu nie przewidywali nawet najgorętsi reformatorzy. Niezależnie od surowej oceny, jaką wystawiliśmy dziś niedociągnięciom w sferze gospodarczej, nie ulega wątpliwości, że mimo wszystko mają one charakter incyden­talny w stosunku do historycznej skali dokonujących się przemian. Reforma zgrzyta, napotyka opory, ale przecież odwrócić się jej już nie da. Jest po prostu faktem. A że nie takim, jaki mógłby być — to już inna sprawa. I o tym właśnie dyskutujemy.

 

Zgodnie z dyrektywami X Zjazdu zmierzamy ku gruntownej mo­dyfikacji systemu sprawowania władzy. Wytyczne w tej dziedzinie sformułowały VI i VII plenarne posiedzenia KC. Jesteśmy otwarci na wszystkie racjonalne propozycje. Liczne z nich są dyskutowane w różnych środowiskach oraz w tak przecież dziś pluralistycznych środkach masowego przekazu. W sprawach o takiej wadze nie można decydować w pośpiechu, ale też zmian uzasadnionych nie chcemy odwlekać.

 

Pragniemy, aby szybciej dojrzewały warunki oparcia systemu władzy w Polsce na rozszerzonej podstawie porozumienia naro­dowego. Dotychczasowe koalicyjne formy jej sprawowania mo­żna uzupełnić o nurty, stowarzyszenia i pojedyncze osoby, gotowe do współdziałania na gruncie porządku konstytucyjnego. Ich za­kres jest sprawą otwartą. Jedna jest tylko nieprzekraczalna grani­ca: socjalistyczny charakter i rozwój naszego kraju.

 

W najbliższym czasie zwrócę się do członków Rady Konsulta­cyjnej, której wkład w rozwój patriotycznej myśli państwowej za­sługuje na wysokie uznanie, o współudział w tworzeniu Rady Po­rozumienia Narodowego. Po uzyskaniu odpowiednich upowa­żnień ze strony Sejmu mogłaby ona przygotować — przynajmniej w ogólnym zarysie — projekty reform w obrębie naczelnych władz państwa, uzgodnioną formułę społecznej reprezentacji w Sejmie następnej kadencji. Dyskutowana jest koncepcja utworzenia drugiej izby naszego socjalistycznego parlamentu. Sprawy tej, oczywiście, z góry prze­sądzać nie można, nie widzimy jednak przeszkód, aby tego rodza­ju idea mogła być zrealizowana.

 

Roli i zasług Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego podważyć nie sposób. W najtrudniejszych dla socjalistycznej Pol­ski chwilach spełnił doniosłą, patriotyczną misję. Działalność PRON nadal dobrze służy krajowi. Dziś z jego szeregów wycho­dzą nowe koncepcje zmierzające do wypracowania zasadniczo szerszej, wzbogaconej o nowe jakości płaszczyzny porozumienia narodowego. Udzielamy im pełnego poparcia.

 

Sprzyjać temu będzie rejestrowanie wielu kolejnych stowarzy­szeń — godzi się wspomnieć, że od VII Plenum zarejestrowano ich już prawie trzydzieści — a także uchwalenie nowej ustawy. Jest wielką zdobyczą socjalistycznej odnowy, że związki zawo­dowe są rzeczywiście niezależne, że mówią własnym, mocnym gło­sem. Mają własne oceny i propozycje rozwiązań, nierzadko sprze­czne ze zdaniem administracji państwowej i gospodarczej. Pod­kreślam z całym naciskiem: jeśli towarzyszy temu poczucie odpo­wiedzialności, nie jest to wada, lecz cenna zaleta!

 

Partia poprze każde rozwiązanie, które będzie sprzyjać wzrostowi siły i skuteczności działania związków, ulepszać „system wczesnego ostrzegania". Natomiast sprzeciwi się propozycjom, które szkodziłyby jedności klasy robotniczej, wprowadzały czyn­nik walki politycznej na grunt przedsiębiorstw. Doświadczenia z dalszej i najbliższej przeszłości dobitnie potwierdzają zasadność takich obaw. Wszyscy — kolejny raz — przekonujemy się, co oznacza i czym grozi podział w załogach.

 

Nasze stanowisko nie wynika z doktrynalnej obsesji. To wyraz troski o całość narodowej, państwowej i gospodarczej wspólnoty. Dlatego mówimy: „nie ma wolności bez odpowiedzialności". Natomiast godne rozważenia są różne propozycje rozszerzenia i uzupełnienia form organizacyjnych ruchu związkowego. Mówił o tym towarzysz Alfred Miodowicz.

 

Porozumienie narodowe nie jest celem samym w sobie. To po prostu właściwa droga do niego. A cel jest tylko jeden: dobro, pomyślna przyszłość Polski.

 

Wygasają wyraźnie ogniska strajkowe. Tak jednak, jak dalecy byliśmy od wywieszania „białej flagi”, tak też jesteśmy dalecy od uderzania w triumfalne tony. Napięcia mijają, problemy pozosta­ją. Opowiadamy się niezmiennie za tym, aby nawet najtrudniejsze kwestie nurtujące społeczeństwo czy określone środowiska roz­strzygać w drodze cierpliwego dialogu. Powtarzamy aż do znuże­nia: nie pytamy, kto skąd przychodzi... Ręka jest nadal wyciągnię­ta. Ale, oczywiście, nie ma szans stawianie sprawy: „wszystko albo nic". To już nieraz w naszych najnowszych dziejach prowadziło do tego, że myślący w ten sposób, żyjący dniem wczorajszym, spó­źniali się na pociąg historii, pozostawali na pustym peronie.

 

Nawiązaniu dialogu przysłuży się dobrze idea spotkania „okrąg­łego stołu”, która wyrażona została w oświadczeniu generała Czes­ława Kiszczaka.

 

Słowo „kompromis" nie jest u nas dobrze notowane. Często uchodzi za przeciwieństwo pryncypialności. Mylny to jednak po­gląd. Zachodzą bowiem godne uwagi przemiany w środowiskach, które jeszcze niedawno boczyły się na rzeczywistość, urządzały bojkoty, zajmowały pozycję całkowitej negacji.

 

Śledzimy z uwagą dalsze procesy przewartościowań. Upływ czasu działa jak wirówka. Z jednej strony — mnoży szeregi racjo­nalnie myślących, kierujących się troską o przyszłość kraju Pola­ków. Z drugiej — odrzuca elementy nieuleczalnie konfrontacyjne. Pora zinterpretować głębiej pojęcie opozycji.

 

Czy nie słuszne jest kierowanie się prostym i logicznym podzia­łem na opozycyjność konstruktywną i destrukcyjną? Pierwsza może służyć dobrze krajowi. Druga wyrządza mu niepowetowane szkody. Fundamentem wszelkich paktów, umów, koalicji może być tyl­ko praworządność. Nie uchylamy się od dyskusji nad jej kształtem i przestrzeganiem przez organa państwa. Ale domagamy się rów­nocześnie, aby wszystkie nurty, siły społeczno-polityczne także działały w granicach obowiązującego prawa. Jeśli staje się ono hamulcem rozwoju — trzeba je zmieniać, lecz łamać — nikomu nie wolno.

 

Postawa członków partii, aktywu partyjnego przyczyniła się do złagodzenia, a nawet rozładowania niektórych konfliktów. Dzię­kujemy im za to serdecznie. Odnoszę te słowa również do kadr kierowniczych — tych wymagających, lecz sprawiedliwych i wraż­liwych. Wyrazy głębokiego uznania kierujemy do wszystkich bez­partyjnych, którzy w trudnych momentach wykazują godne sza­cunku poczucie odpowiedzialności za swój zakład i kraj. Sprawą kluczową jest obecnie przejście całej partii do ofensywy.

 

Jej cele to:

 

 

 

 

Start do tej ofensywy to oceny, kierunki działania i decyzje dzi­siejszego plenum. Trzeba natychmiast pójść z nimi do wszystkich organizacji wojewódzkich, zakładowych i terenowych, do załóg.

 

Zaczynamy od siebie. Bezpośrednio po plenum wszyscy człon­kowie kierownictwa partii, pracownicy Komitetu Centralnego udadzą się do dziesiątków największych zakładów pracy, aby „wejść” w ich problemy, wspólnie poszukać możliwości ich rozwiązania, usunięcia przeszkód i bolączek. Przy tym nie może to ,być jednorazowa akcja, lecz system, stała praktyka.

 

Pozwólcie, że na zakończenie podzielę się z wami pewną ogólniejszą refleksją. Boleśnie odczuwamy wszystkie nasze trudności i potknięcia. Ale prawdą jest również, że jeszcze nigdy Polska nie miała tak niepowtarzalnej, historycznej szansy, jak obecnie. Posiadamy korzystne, nienaruszalne, sojuszniczo zagwaranto­wane granice. Liczący się potencjał ludzki i gospodarczy.

 

Weszliśmy zdecydowanie na drogę głębokich reform polity­cznych i ekonomicznych. Układają się wreszcie pomyślnie stosunki państwo—Kościół, mają one szczególne znaczenie dla naszego narodu. Powstała realna możliwość wielkiego porozumienia narodowe­go. Sprzyjające warunki zewnętrzne tworzy zbieżność naszej socja­listycznej odnowy z radziecką pieriestrojką, z nurtem głębokich przemian w całej socjalistycznej wspólnocie.

 

Tej wyjątkowej szansy nie wolno nam zaprzepaścić przez jakiś, mimo wszystko, tylko incydent, który po latach historyk nazwał­by kolejnym „polskim paradoksem”. Właśnie w Polsce najwcześniej zaczęły bić źródła odnowy. Na­sza partia rozpoczęła ją w skrajnie nie sprzyjających warunkach. Podjęliśmy praktyczną realizację oryginalnych, często nie mają­cych precedensu, wręcz pionierskich rozwiązań. Przebieg naszych reform obserwowany jest więc ze szczególną uwagą.

 

Równocześnie staliśmy się poligonem dla różnych „chwytów”, źródłem argumentów przeciw reformom w socjalizmie. Są i takie siły, które próbują przeznaczyć Polsce ponownie rolę szczególną: może właśnie tu uda się podważyć, zahamować, skompromitować te procesy? Może właśnie w Szczecinie, który tak serdecznie i go­rąco przyjmował Michaiła Gorbaczowa, uda się dowieść, że linia socjalistycznej odnowy, reform, przebudowy stoi na „glinianych nogach"?

 

Są również wiarygodne sygnały o zaniepokojeniu naszych zagranicznych partnerów, o niepewności zakontraktowanych dostaw, o zwątpieniu w realność stabilizacji w Polsce. Znów koła nieprzyjazne zaczynają mówić o nas jako o „nieuleczalnie chorym człowieku Europy”. Każdy zimny podmuch może spowodować spowolnienie lub wręcz cofnięcie rozpoczynających się pozytyw­nych przemian w stosunkach Wschód—Zachód. Niekiedy potrzeb­ny bywa tylko pretekst.

 

Ciążyła zawsze na naszym kraju poważna część współodpowie­dzialności za bieg europejskiej polityki. W obecnej sytuacji jest ona zapewne większa niż w przeszłości. Nie chodzi o nasz przy­słowiowy polonocentryzm. Chodzi o uświadomienie sobie, że nasze polskie sprawy mają tym razem szczególną nośność międzynaro­dową. A przecież Polska może i powinna wnosić do nowych sto­sunków w Europie i w świecie wkład jednoznacznie pozytywny, godny tradycji, potencjału i aspiracji naszego narodu.

 

Każdy z nas ma swą życiową drogę. Chciałby ją przejść godnie, z poczuciem spełnionego obowiązku.Moja droga jest już długa i, oględnie mówiąc, niełatwa. Także i ostatnie lata, oprócz satysfakcji, przyniosły mi niejedną gorycz. Ale nie to jest najważniejsze. Naprawdę ważne jest to, jaką drogą pójdzie Polska.

 

Jestem głęboko przekonany, że będziemy szli wytrwale drogą odnowionego, bliskiego ludziom socjalizmu. Historycznym obo­wiązkiem partii, jej podstawową powinnością wobec narodu jest uczynić tę drogę mniej wyboistą, przyspieszać niezbędne przemia­ny.

 

Wierzę niezmiennie, że jeśli uporczywie, wbrew wszystkim przeciwnościom, z żelazną konsekwencją będziemy tak postępo­wać — szybciej zbliżymy się do celu. Była nim, jest i pozostanie sprawiedliwa, rządna, dostatnia, socjalistyczna Polska.

 


Tekst na podstawie książki W.Jaruzelskiego „Przmówienia 1988”, Książka i Wiedza, Warszawa 1990, s. 231-240.

 

Przejście do strony „Teksty”

 

Przejście do Strony Głównej