Oren Lyons
PAMIĘTAJCIE O SIÓDMYM POKOLENIU
Przemówienie na seminarium Future Vessel w Sztokholmie w październiku 1999 roku.
Dziękuję wam, że przyszliście.
Nazywam się Oren Lyons, jestem jednym z przywódców Konfederacji Sześciu Narodów irokeskich. Jestem posłańcem mojego narodu, taka jest tutaj moja rola. Spróbuję przekazać niektóre z naszych doświadczeń, a także pozdrowienia mojego ludu.
Pierwsze pozdrowienie jest od naszego przywódcy do waszych przywódców. Drugie pozdrowienie jest od naszych matek klanów do waszych matek klanów. Trzecie pozdrowienie jest od mężczyzn, którzy nie mają tytułów, ale którzy stanowią kościec narodu, do waszych mężczyzn, którzy pełnią tę samą rolę. Czwarte pozdrowienie jest od naszych kobiet, które nie mają tytułów, ale które stanowią serce narodu, stoją na straży życia, do waszych kobiet, które pełnią tę samą rolę. Piąte pozdrowienie jest od dzieci, ponieważ dzieci są przyszłością. One są całkiem zadowolone z tej roli. Nawet dzieci w powijakach przesyłają pozdrowienie dzieciom w powijakach. Moim pierwszym zadaniem jako posłańca jest przekazać wam te pozdrowienia. Posłańcy niosą ze sobą słowa narodów, ludzi, przywódców, rodzin. Przenoszą wieść, przekazują ją i wracają.
Ja to robię już od dłuższego czasu, przez jakiś czas byłem prawie sam, będąc jednym z niewielu wykształconych ludzi mojego narodu. Traz jest takich więcej. Byłem posłańcem mijego narodu, a także Rady Starszych, która spotyka się co roku w Północnej i Środkowej Ameryce. Starszyzna różnych narodów spotyka się, przybywają też młodzi ludzie i rozmawiają o naprawdę ważnych rzeczach: opolowaniu, o zdrowiu, o samej ziemi, o warunkach, w jakich żyją ludzie, o stanie, w jakim jest ziemia, o tym, jak się rzeczy mają, o tym co się dzieje, o sprawozdaniach różnych posłańców. Za każdym razem spotykamy się w innym miejscu. Rozmawiamy przez cztery dni, a potem wracamy do domów odświeżeni i z nowymi wieściami do przekazania. Czasami proszą mnie, bym reprezentował wszystkie rdzenne ludy Północnej Ameryki.
Kiedy byłem chłopcem, uciekałem ze szkoły, bo nie lubiłem sposobu, w jaki nauczycielka do mnie mówiła. Byłem młodym chłopcem, w siódmej klasie, i wiedziałem, że nauczycielka mnie nie lubiłła. Nic jej nie zrobiłem. Nie byłem specjalnie zdolnym uczniem, ale starałem się. W końcu stało się dla mnie jasne, że sytuacja się nie zmieni, więc powiedziałem sobie: "Skoro sytuacja się nie zmieni, to ja się zmienię." Zmieniłem się w ten sposób, że codzienniee wysiadałem ze szkolnego autobusu i szedłem do lasu. Byłem dobry w podrabianiu podpisu swojej matki i przez jakiś czas niektórzy myśleli, że jestem chory, a inni, że jestem w szkole. W pewnym sensie to była szkoła. Chowałem w krzakach swoją dubeltówkę i wędkę. Całe dnie spędzałem w lesie. To był prawdopodobnie najlepszy mój nauczyciel. Myśmy oczywiście i tak codziennie wychodzili do lasu. Rzadko się zdarzało spędzić cały dzień w domu. Wieczorami nasze matki krzyczały, żebyśmy wrócili do domu. To było przyjemne życie. Później się dowiedziałem, że byliśmy biedni. Wtedy tak wcale nie myśleliśmy. Myśleliśmy, że wszyscy tak żyją. To było naprawdę dobre życie. Biegaliśmy z kumplami i z przywódcami. Kiedy uciekałem ze szkoły, robiłem przez cały dzień co chciałem. Nauczyłem się cierpliwości, mogłem przez całe godziny siedzieć nie ruszając się. Siedzieć tak spokojnie, że ptak mi siadał na kolanie. To był obry trening.
W końcu mnie złapali i zabrali do odpowiedniego urzędnika. Ten powiedział "Kiedy ci cholerni Indianie nauczą się wreszcie czytać i pisać?" Bardzo mnie to rozzłościło i kiedy mierzyłem wzrokiem odległość między mną a nim, on powiedział: "Nawet o tym nie myśl. Odpowiadaj." Nie odpowiedziałem, byłem po prostu bardzo zły. Ale powiedziałem sobie: "Kiedyś mu odpowiem", myślę, że to była moja inspiracja. W końcu chodziłem do szkoły, dużo później, ale chodziłem od siódmej klasy aż do uniwersytetu. Poszedłem, bo dobrze grałem w lacrosse. Potrzebowali gracza w drużynie, więc zrobiliśmy układ.
Pierwszą rzeczą, której się dowiedziałem o amerykańskim systemie edukacji było to, że nie ma reguł. Można było robić co się chciało. To nie miało znaczenia. Ja byłem artystą, umiałem rysować i malować i jakoś wróciłem do siebie. Miałem najlepsze stopnie na lekcjach rysunku, ale z innych przedmiotów
W końcu skończyłem szkołę i poszedłem na uniwersytet.
Ale mówić nauczyłem się od naszych wodzów, od naszej starszyzny, od mojego ludu, kiedy siedziałem w Długim domy i przysłuchiwałem się. Nauczyłem się jak układajć zdania, powoli, z długimi przerwami na przemyślenie, a także kiedy mówić i kiedy milczeć. W końcu zostałem gońcem, "Idź i powiedz im co myślimy, czego potrzebujemy." Teraz już nie jestem naprawdę gońcem, już nie biegnę, kroki są wolniejsze, ale sytuacja jest podobna. Wszystko jest tylko bardziej intensywne. Podróżuję do takich miejsc jak tu. I jakoś muszę wszystko przekazać. Po powrocie muszę powiedzieć co się wydarzyło tu, na tym spotkaniu. Spotykamy się tu z tym, co mój lud nazywa Dobrą Myślą.
Tutejsze spotkanie przypomina mi pewną historię.
Bardzo dawno temu, może tysiąc lat temu, kiedy wśród nas trwała straszna wojna, przybył do nas posłaniec. Przynosił on posłanie pokoju, nazywamy go Przynosicielem Pokoju. Wraz z posłaniem przyniósł dobry przykład i pogodził nasze zwaśnione narody. Niektórzy mówią, że wojna trwała sto lat. Tak naprawdę nie wiemy, ale był to straszny okres dla neszego ludu. Wtedy przyszedł Przynosiciel Pokoju. To jest historia na epopeję: gdzie się urodził i kiedy, o jego matce i babce, jak wzrastał i jak rozpoczął swą misję. Jak przepływał jeziora w czółnie białym jak śnieg. Jak spotkał dwóch myśliwych Mohawków, którzy się z niego śmiali, kiedy im powiedział, że przyszedł przynieść pokój.
Przynosiciel Pokoju był zaproszony do domu kobiety z klanu Kota. Miała ona dom przy ścieżce wojennej, wojownicy przebiegali z jednego końca na drugi. Ale zawsze zostawiali broń poza jej domem i mogli spędzić noc w pokoju. To był jej wkład. U niej zatrzymał się Przynosiciel Pokoju i opowiedział jej o swej misji i o tym co zamierzał zrobić. A ona odpowiedziała: "Wierzę w to."
Tak więc wpierw przekonał Mohawków i naznaczył ich przywódców. Potem przeniósł się do Oneidów razem z przywódcami Mohawków i przekonał Oneidów do idei pokoju. Potem wyruszyli do ziemi Onondagów, którzy mieli najzacieklejszego wodza ze wszystkich. Nie zdołali ich przekonać, więc poszli dalej do ludu Kajuga. Przekonali Kajugów do idei pokoju, naznaczyli ich przywódców i wyruszyli dalej do Seneków. Tam również mieli duże trudności, to jest cała długa historia, ale w końcu ich przekonali. Na koniec powiedzieli: "Teraz musimy wrócić do Onondagów i podjąć to wezwanie, bo bez Onondagów nie będzie pokoju." Wrócili więc spotkać tego człowieka. W jego włosach były węże, cały był poskręcany, zły. Był groteskowy ale zaciekły, był czarownikiem i mieszkał na bagnach. Nikt nie mógł się do niego zbliżyć. Za każdym razem, kiedy ktoś próbował, on potrafił przeszkodzić. Zaklinal przybyszów za pomocą orlich piór, przywoływał wiatry. W końcu Przynosiciel Pokoju powiedział: "Przyprowadźcie kobietę, w której domu spędziłem noc." Ona przyszła i powiedziała: "Może potrafię pomóc. Znam pieśń pewnego ptaka." Nauczyli się tej pieśni i śpiewali zbiżając się do niego i wyciągnęli tego człowieka z bagna. Zbliżając się widzieli, jak węże spadają z jego głowy. Zaczął się zmieniać i w końcu, z pomocą Hiawathy i Przynosiciela Pokoju, wyczesali jego włosy i przekonali go do zgody. To był nasz pierwszy Tadodaho. Zrobili z nim układ: jeśli przyłączy się do pokoju, Onondaga będą w centrum, a on będzie specjalnym wodzem. Tadodaho będzie przywódcą wodzów, będzie duchowym wodzem. Zgodzili się. Od tego czasu mamy Tadodaho. Mamy też pięćdziesiąt imion piędćdziesięciu pierwszych wodzów, których naznaczył Przynosiciel Pokoju.
Do dziś naznaczamy wodzów, do dziś odprawiamy nasze ceremonie, jesteśmy niezależni i uparci. Nie jesteśmy obywatelami Stanów Zjednoczonych. Mamy szczęście, że mamy takich przywódców. Przynosiciel Pokoju i tych pierwszych pięćdziesięciu wodzów zebrali się nad jeziorem Onondaga i on im powiedział: "Teraz wam powiem, jak prowadzić wasze narody i ich sprawy." Dał im demokratyczne zasady, które do dzisiaj obowiązują. Powiedział: "Najpierw kobiety, one są w centrum, one są matkami, ich własnością będą imiona przedstawicieli narodu. One będą decydowały, kto będzie przedstawicielem narodu. Macie dwa domy: strszych braci i młodszych braci." Wyznaczył poszczególnym narodom zadanie strzeżenia drzwi wszystkich kierunków, a Onondagom dał zadanie strzeżenia centralnego ognia. "Będziecie jednomyślnie uzgadniać decyzje i sposób ich wykonania. Każda strona ma swego przedstawiciela i kiedy in mówi, mówi w imieniu całego swojego ludu."
W ten sposób do dziś prowadzimy swoje sprawy.
Dwa lata temu straciliśmy naszego Tadodaho. Był on bratem mojego ojca i moim wielkim przyjacielem. Był wspaniałym przywódcą, nie był wykształcony, nie znał dobrze angielskiego, ale był wspaniałym przywódcą, pełnym pokory, konsekwentnym, prostym człowiekiem zasad. Razem podróżowaliśmy. Był on bardzo ciekawski. Musieliśmy na niego uważać, bo potrafił zniknąć w okamgnieniu, w każdym mieście, kiedykolwiek, szedł coś zobaczyć, przyjrzeć się czemuś, wspaniały człowiek.
W jego miejsce wybraliśmy nowego Tadodaho, młodego człowieka, 45 lat, wspaniałego kandydata, pełnego pokory, inteligentnego, znakomitego człowieka. Teraz ten młody człowiek stoi przed tymi samymi zadaniami, co my. Naszym zadaniem jest pomóc mu, prowadzić go, chronić go, dać mu siłę, ponieważ będziemy potrzebować dobrych przywódców.
To jest posłanie, które wam przekazujemy: Wychowujcie dobrych przywódców, przywódców ludu, przywódców przyszłości.
Kiedy Przynosiciel Pokoju pouczał tych pierwszych pięćdziesięciu wodzów, którzy wcześniej ze sobą wojowali, nawet tych najzacieklejszych, zmienił ich i pierwszą lekcją było: nikt nie jest nie do uratowania! Nikogo nie spisujcie na straty! Nawet Tadodaho. Druga lekcja: Mohawkowie zaadoptowali Hiawathę. Jeżeli potrzebujecie kogoś, możecie go pożyczyć. Czasem kobietom pozostawiacie wybór. Wśród naszego ludu kobiety rodzące dzieci przenoszą dziedzictwo. One wybierają ojca. My nie pytamy o ojca, zawsze pytamy o matkę. Więc kiedy rodzi się u nas dziewczynka, mamy właściciela ziemi, a kiedy rodzi się chłopiec, mamy zawodnika lacrosse.
Co do sposobu rządzenia, jedno pouczenie zapamiętałem sobie na zawsze: "Kiedy zasiadacie na radzie i podejmujecie decyzje, myślcie nie o sobie, nie o swojej rodzinie, nie o swoim pokoleniu. Podejmujcie decyzje w imieniu siódmego pokolenia po was. Jeśli tego się będziecie trzymać, będziecie żyć w pokoju."
To są słowa, które dziś słyszę często, tysiąc lat później. Słyszę te słowa w różnych stronach ziemi, słyszę o siódmym pokoleniu. Ta myśl pochodzi z pouczeń Przynosiciela Pokoju. Jest wiele innych pouczeń, które nam zostawił. Mówił też na przykład:
"Teraz, kiedy jednomyślnie wybraliśmy przywódców, mówię wam: mają oni najbardziej ryzykowne zadanie w świecie, bo pracują dla Stwórcy. Nie utrudniajcie im zadania. Nie psujcie swych przywódców. Waszym zadaniem jest im pomagać. Rodziny muszą zrozumieć, że przywódcy nie mają rodzin, kiedy zasiadają w radzie. Cały lud jest ich rodziną."
To mam na myśli, kiedy mówię o wychowaniu przywódców. Musicie pamiętać o siódmym pokoleniu. Musicie ich widzieć. Musicie ich kochać, musicie czuć ich pasje, ich problemy, musicie o nich dbać. To właśnie trzeba robić. Jeśli tak będzie, będą oni mieli dobre życie. Przynosiciel Pokoju powiedział: "Wojowaliście długo, przywiodłem was do pokoju, teraz macie jedność. Wasza siła jest w jedności: jeden głos, jedno serce, jedna myśl. A kto jest przywódcą? Musi on trzymać się duchowej ścieżki. Jego pierwszym zadaniem będzie pilnowanie, by ceremonie odbywały się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Jego drugim zadaniem będzie zasiadanie w radzie dla dobra swego ludu." Tak więc duchowa ścieżka jest najważniejsza i to trzeba zrozumieć. A podstawowe prawa to są prawa ziemi, prawa wszechświata, potężnego odrodzenia.
Mówię to wszystko bardzo szybko. Nie jestem pewien, czy mój wódz by to zaakceptował. Sądzę, że powinien, bo przyjmujecie to przesłanie do serca. Nie mówię ot tak sobie. Nie przejechałem tych tysięcy kilometrów po to, by marnować wasz czas i mój czas, wy też nie po to tu przyjechaliście. Jesteście tu z konkretnego powodu, jesteście tu by spojrzeć w przyszłość. Rozumiem co was tu przywiodło i mówię co mnie tu przywiodło. To jest wspólne przesłanie dla nas wszystkich, siódme pokolenie, przyszłość, matka ziemia, centrum życia. Musimy o nią dbać. Czy można ci cokolwiek powierzyć, jeśli nie dbasz o swą matkę? Każdy mężczyzna ma zadanie być koścem narodu. Musi dbać o rodzinę. Musi dbać o naród. Musi dbać o przywódców. Musi być przykładem dla was, dla dzieci, musi być przykładem dobrego człowieka, silnego człowieka. To jest poważne zadanie. Musicie mieć ten sam zapał, jaki mają przywódcy. Musicie mieć ten sam upór i czasem to wy dacie im siłę. Ale żeby komuś przekazać siłę, musicie mieć ją wpierw sami, każdego dnia. Kobiety wiedzą co macie robić. One to robią wszędzie gdzie podróżuję, wszędzie widzę to samo. Wygląda na to, że to mężczyźni przysparzają problemów nam i dzieciom. Częsty problem to młodzi mężczyźni z karabinami. Ktoś ich do czegoś używa, jacyś skorumpowani ludzie ich nadużywają. W dzisiejszych czasach przywódcy się zmienili.
Wodzowie ludu Shawnee pertraktowali z Brytyjczykami trzysta lat temu. Myśmy pertraktowali z Francuzami. Pertraktowaliśmy na naszej ziemi, próbując zachować jedność naszego ludu. Dokonano wielkiego najazdu na nasze ziemie. Dziś jeszcze tam jesteśmy, co znaczy, że wtedy myślano o siódmym pokoleniu. Każde pokolenie jest siódmym pokoleniem.
Tutaj macie dobrych przywódców, z tego co widzę podczas mojego krótkiego tu pobytu i co mi powiedziano. Powiedziano mi że ma to inspirować do dobra i zobaczymy co z tego będzie. Dać ludziom nadzieję, to jest ważne.
Myślę, że trzeba powiedzieć: "Nie poddawajcie się." Ja jako wódz nie mogę się poddawać, nie mogę poświęcić siódmego pokolenia. Muszę dalej próbować. Wy tak samo. Wszyscy jesteśmy rodziną, takimi samymi ludźmi, tym samym ludem, tej samej krwi. Jesteśmy zwierzętami spokrewnionymi z innymi zwierzętami i różnimy się tylko intelektem i świadomością własnej przyszłej śmierci. To nas czyni innymi. Nie czyni nas to lepszymi. Dzięki temu nie jesteśmy właścicielami. Jesteśmy dzięki temu obciążeni odpowiedzialnością. Powinniśmy zachowywać się jak dorośli i nie troszczyć się o siebie samych, lecz o przyszłość. Żyjemy w trudnych czasach, kiedy dominują ekonomiczne powiązania zwane światowym rynkiem. Mamy udzielne księstwa międzynarodowych firm dyktujące kierunek rozwoju naszego życia. I pozwalamy im na to.
"Jedna myśl" mówił Przynosiciel Pokoju. Mamy jedną myśl: siłę, jedność, dobre zasady. Powiedział to tysiąc lat temu.
Jakie były zasady ludu Shawnee?
1 - Pokój
2 - Równość, sprawiedliwość dla wszystkich.
3 - Siła dobrej myśli.
Myślę, że tego nam brakuje: sprawiedliwości, siły dobrej myśli, duchowej ścieżki, dzielenia się dzielenia się wszystkim. Najtrudniejszą jest przekonanie wielkich międzynarodowych firm, że powinny się dzielić. Ale musimy to zrobić.
Ale jak to zrobić?
Jeszcze innym pouczeniem zostawionym nam było: "Kiedy dojdziecie do najtrudniejszego problemu, rzućcie go między ludzi. Odpowiedź gdzieś tam jest. Ktoś myśli."
Dlatego powinniśmy pozwolić dzieciom rozwijać się tak, jak chcą. Ponieważ im bardziej się różnią, tym więcej różnych odpowiedzi będzie, kiedy nastanie potrzeba.
Jesteśmy tutaj w Globe Arena. Myślę, że to dobry pomysł. Naprawdę mnie ciekawi, jak się to rozwinęło, skąd się wziął pomysł zebrania dzieci. To jest wasza siła i wasze źródło. Musicie się przejąć patrząc im w oczy i myśląc jaka będzie ich przyszłość i dalej, jaka będzie przyszłość ich dzieci. Wtedy nie będzie was już żeby im pomóc, musicie to zrobić teraz. Najlepszy czas na pomoc jest teraz, kiedy tu jesteśmy. Bądźmy więc jednej myśli. Siedzący Bizon powiedział: "Bądźmy jednej myśli i zobaczmy, co możemy zrobić dla naszych dzieci." To jest właśnie to samo posłanie, dlatego tu jesteście razem z dziećmi. One mają energię. One są wspaniałe. Pracujcie z nimi. Prowadźcie, najlepiej przez własny przykład. Być przykładem, to jest najlepsze przywództwo. Przynosiciel Pokoju powiedział: "Nie możecie rozkazywać ludziom. Jeśli chcecie, by coś zrobili, sami musicie zacząć."
Jeśli chcecie sprzątnąć tę część kraju, musicie sami zacząć sprzątać, a jeśli oni się z wami zgodzą, pójdą za waszym przykładem. Wszystko zaczyna się zawsze u siebie w domu. Zaczynaj u siebie a potem wychodź na zewnątrz.
Zebraliście się tutaj dla ważnej sprawy, wspólnej sprawy: przyszłości życia. Myślę, że mamy duże szanse. Nie myślę, że jest za późno. Kiedy zbliżamy się do punktu, od którego nie będzie odwrotu, a zbliżamy się, robimy co możemy. Każdego dnia, kiedy czegoś nie robimy, tracimy jedną szansę. Nie można odzyskać czasu. Nie można odzyskać straconych szans. To nas powinno zmobilizować do działania teraz. Być może to się zacznie tutaj w Szwecji, wygląda na to, że się zaczęło. Świat też potrzebuje przywódców, a nie musicie być wielkim krajem, by to robić. Z pewnością nie będziecie mieli przywództwa w sprawie środowiska w Stanach Zjednoczonych. To jest nieprzyjaciel.
A teraz mówię: to jest dobry dzień. Weźmy się do działania.
|